Wszystko na odwrót

10.01.2018
Moja córka chodzi do szóstej klasy podstawówki. Zwyczajnej, rejonowej podstawówki, w której jednak czasem zdarzają się rzeczy niezwykłe… Wszystko zaczęło się w grudniu 2016, po wspaniale przygotowanej przez nasze dzieci klasowej Wigilii.



My – jak zwykle – mieliśmy do wykonania zadanie kulinarne, a nasze dzieci – jak zwykle – artystyczne. Tyle, że tym razem ich interpretacja i wykonanie Opowieści Wigilijnej zrobiły na nas naprawdę piorunujące wrażenie. Do tego stopnia, że po zakończeniu przedstawienia jedna z mam rzuciła: „No… W przyszłym roku chyba my musimy wystąpić dla dzieci.” Wychowawczynię nasze dzieci mają czujną. Dowiodła tego już wielokrotnie. Tym razem cichutko zatarła ręce (tak to sobie wyobrażam…) i zanotowała coś w pamięci. We wrześniu, pod koniec pierwszego zebrania, nagle powiedziała: „Jeśli Państwo chcecie nocować w szkole (jak nasze dzieci na nocy filmowej) to ja z dyrekcją załatwię.”

Konsternacja. O co chodzi? Patrzymy po sobie. A nauczycielka dalej ze stoickim spokojem: „Bo z tego co pamiętam, to Wy w tym roku robicie świąteczne przedstawienie, a dzieci gotują.” No i wiadomo, że nie ma zmiłuj. Bo, poza wszystkim innym, głupio by było nie podjąć wyzwania. Gdzieś w głowie zaświtała myśl, że może się jeszcze rozejdzie po kościach… Ale nie wiem komu – ja się do tego nie przyznaję!
Mama organizatorka dała znak, że pora zaczynać jakieś dwa miesiące przed datą premiery.

Mama scenarzystka szlifowała tekst, tata reżyser obmyślał koncepcję, starszy brat dźwiękowiec zgrywał muzykę, a rodzice aktorzy zgłaszali się do ról. Mieliśmy jeszcze mamę suflerkę, tatę fotografa, rodziców scenografów, mamę oświetleniowca, a nawet mamy od cateringu. Odbyły się 4 próby. Przed premierą wszystkim śniło się, że przed czymś uciekają, przeżywaliśmy debiutancką tremę, ale w dniu przedstawienia dzielnie stawiliśmy się w dobrej formie i pełni wiary w sukces. I był sukces. Prawdziwy sukces. Oto jego wskaźniki: głośne brawa, śmiechy w odpowiednich momentach, błyszczące oczy dzieci, trochę wzruszonych widzów, duma aktorów i reszty zespołu, zadowolone zaskoczenie wychowawczyni, a przede wszystkim prawdziwa integracja. Rzeczywiście stworzyliśmy zespół.

Dla naszych dzieci i dla nas samych. Satysfakcja była wprost proporcjonalna do wielkości wyzwania. Czyli naprawdę duża. I na dodatek okazało się, że podczas, gdy my integrowaliśmy się na próbach, nasze dzieci robiły to samo w kuchni. I co za cuda wigilijne powstały! Pizzetki, sałatki makaronowe, kanapki z jajecznicą… Niektórzy nauczyli się, że rozpuszczanie czekolady w kąpieli wodnej nie polega na wrzucaniu tabliczki do wrzątku, inni zrozumieli, że ucieranie jednak trochę się różni od mieszania. To była prawdziwa szkoła. Szkoła bycia razem i współpracy. Więc może to jednak nie było tak całkiem na odwrót? Może właśnie warto czasem zamienić się rolami po to, żeby tę swoją pełnić jeszcze lepiej? Dziękujemy za  czujność pani Beato! I obiecujemy sprostać kolejnym wyzwaniom!


Mama szóstoklasistki ze Szkoły 246


Wasze komentarze

64x64

Iza napisał:

Super, wspaniale to stworzyliście, z jednym tylko się nie zgodzę...Ta szkoła to nie jest zwykła rejonówka. Ta szkoła ma piękne tradycje, super kadrę, wspaniałego dyrektora ( a wcześniej niesamowitą Panią dyrektor) którzy dbają o jej rozwój. Ja kończyłam tę podstawówkę, mój brat, teraz chodzi tu mój syn. Wszyscy zgodnie twierdzimy że najlepsze wspomnienia są właśnie stąd. Sentyment na całe życie, 246 to najlepsza szkoła na Grochowie :)
2018-01-18 09:54

Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Twoja-Praga.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii

Polub nasz fanpage i bądź na bieżąco

Polecamy

Bezpłatne ogłoszenia